Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

164
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Z Batrani’m odczyszczali oni część pięknych fresków u świętego Kazimierza i kaplicę katedralną Danckerts’a wystawującą cuda patrona Litwy.
W przerwach wielkiéj roboty, Jan zaczął portret dla strukczaszyca z Nowego Dworu. Ale tu ciężéj mu szło daleko. Ile wymagań, ile dziwnych znieść było potrzeba sądów! Jejmość utrzymywała, że ją odmalował nie dość młodą i nosa jéj naddał, że cień pod nim wyglądał jak zatabaczenie nieprzyzwoite, że była plama na jednym policzku niepotrzebna. Jegomość chciał gwałtem jaskrawéj sukni i poważnéj miny, któréj wcale nie miał. Kazano poprawiać, przerabiać bez końca. Cały dwór i czeladź zwoływano na sądy: parobcy, dziewki z praczkami, arendarz, przypuszczeni byli do wyrokowania o podobieństwie i piękności obrazów. Jan srodze cierpiał, ale milczał; jedyny też to sposób w trudnych razach. Przecięż tak mu się udało, że i jejmość z wielkim nosem, i jegomość z poważną miną, byli z siebie dosyć kontenci, chociaż nigdy dosyć jaskrawo odmalować ich nie było można. Gdy przecię dzieci, parobcy, słudzy poznali gospodarzy i panów swoich, opłacono nie bez stękania koprowiną i złemi tynfami malarza, odprawiając ze wzgardliwém: Bóg zapłać.
Zbierał się powoli zasób na podróż pożądaną; ale matka widziała go zawsze jeszcze niedostatecznym.
Kilka miesięcy zabrały roboty w kościele i w sąsiedztwie; potém ciężko się było rozstać z matką, nie wiedząc kiedy się z nią znów zobaczy. Wahano się też dokąd się udać? Jan chciał do Warszawy, matka do znajomego i bliższego radziła Wilna. Codzień u komina jesiennego radzono, naradzano się, i nic nie postanowiono. Jan od dnia do dnia odkładał podróż,