Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

174
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

mu to zrobi przyjemność, ofiarować ten niewiele warty szkic mój. Niech mu to miejsce, pewnie wspomnieniem jakiém uświęcone, przypomni.
Ukłonił się, podając swój rysunek. Młody człowiek, jakby się wstydził, że z początku niebardzo grzecznie przyjął podróżnego, podniósł kapelusz proyekcyonalnie, z wyszukaną grzecznością nieskończenie wyższego ku nieskończenie mniejszemu, i przyjmując dar, rzekł:
— Gdybym mógł czém zawdzięczyć...
— Rzecz to małéj wartości, ani wdzięczności, ani podziękowania niewarta. Cóżbym lepszego robił? Jestem więźniem tutaj, bo mój furman zatrzymał się na dzień cały; szukałem zajęcia...
— Pan wiec jesteś artystą i krajowcem! To dziwna! mierząc go oczyma rzekł młody pan, zabierając płaszcz, chustkę i powoli naciągając rękawiczki.
— Artystą? nie śmiem brać tego nazwiska: uczę się i chcę nim być kiedyś, będę może. Ubogi, jadę do Warszawy pracować, o niewielkim groszu, bez opieki niczyjéj, ale z wielką ochotą.
Pan spojrzał z ukosa.
— Możebym mu mógł być użytecznym? szepnął. Powiedz mi, nim dojdziemy do miasteczka, kto jesteś? co myślisz z sobą? gdzieś się uczył?
— Mogęż tak pana męczyć?
— O! ja lubię artystów.
To lubię wyrzeczone było jakby: lubię pieski. Jan pomimo to, cały w płomieniach, począł swoją historyę, którą słuchający pan przerywał dziwnemi żarcikami, nie słuchając jéj bardzo uważnie. Czasem naiwność wyznań śmiech mu na usta wywoływała. Dopiero o Batrani’m i nauce u niego uważniéj słuchać począł.