Drugi, w malarni przezwany Longinem, i wabiący się na to narzucone nazwisko, dorzucił:
— Oj śliczne szczęście! przedać się z duszą i ciałem człowiekowi, co ci każe pracować jak machince, pracować dla niego ze swéj myśli, niewolniczo, bezimiennie.
— Chodźmy do Saskiego ogrodu, przerwał Feliks zwany Chmurą: opowiesz nam, jaka cię tu burza zagnać mogła.
Jan po prostu opowiadać zaczął wszystko o sobie: młodość swą, naukę u Batrani’ego, pobyt u matki podróż, spotkanie z wojewodzicem.
Wojewodzic S..., rzekł Chmura, pomścił się na tobie za upokorzenie, którego doznał: zarekomendował cię Bacciarellemu na twoją zgubę.
— Nicże się tu nie nauczę? spytał Jan.
— Widzieliśmy próbkę tego co umiesz, rzekł żywo Longin. Bacciarelli bladł i czerwieniał, patrząc na twoją robotę. Rad cię użyje, ale nie spodziewaj się nic prócz wprawy mechanicznéj ręki. Może napatrzywszy się na nasze roboty, stracisz śmiałość linij i cieniów, nabędziesz miękkości i mglistości, zlania tonów cudownego, którém celujemy. Ale głowa ci się nie rozwinie, bo u nas nie mówi się o sztuce, nie tłómaczy żadnéj czynności, bo sam może mistrz jest tylko zręczną machiną. Za to używać cię będziemy bez litości!
— Ja miałem nadzieję, że ztąd po niejakim czasie do Włoch się dostanę.
— Nadzieja każdego z nas! Żaden przecię tego nie dopiął, prócz Smuglewicza, o którego już Bacciarelli jest zazdrosny. On niewiele dba o rysunek, chociaż ma go jeśli się o to stara, niewiele stoi o wy-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/202
Ta strona została skorygowana.
194
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.