Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

196
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zepsuty i poczciwy, rzekł powolnie: przyjmiéjże niektóre rady mogące ci bardzo w nowém życiu posłużyć. Nie mów prawdy zbyt porywczo, a gdy komu niemiła, zamilcz ją całkiem. Niepotrzebnie narobiłbyś sobie nieprzyjaciół. Nie pokazuj swojéj wyższości. Strzeż się pięknego kollegi, co ma minkę Rafaela, chodzi w berecie jak on, jak on się uśmiecha, a serce ma Guida! Strzeż się milczącego słupa, który jest także zausznikiem Bacciarellego. Wesoły chłopiec, co cię chciał ochrzcić, dobre dziecko, ale dziecko. Nam zaufać możesz. Ja i poczciwy Longin, wzdychamy tu jak Izraelici na pustyni. Tamtym chce się pieniędzy, chce się świata, i gotowi spodlić się, aby je mieć: my myślimy, że sztuka jest rodzajem kapłaństwa, jak mówił twój nieoszacowany stary Batrani. Bądź zdrów! Lecz gdzie ty mieszkasz?
Jan ze wstydem wyjąknął.
— Słuchajże, przerwał Chmura: przenoś się zaraz do mnie. Mam mieszkanie obszerne, jasne, gdzie można pracować, gdzie będziemy we dwóch. Stoję niedaleko zamku, bliżéj nam będzie chodzić. Wspólnie opłacimy mieszkanie i zaraz gospodarować w niém będziemy: obu lżéj nam będzie. Jeśli późniéj nie okażesz się tak dobrym chłopcem, jakim mi się dziś wydajesz, no, to się bez ceremonii rozstaniemy.
Ofiarę tę z radością Jan przyjął, i tegoż dnia przeniósł wieczorem rzeczy swoje do Feliksa, którego mieszkanie czyste, widne, wygodne, rajem mu się wydało po smrodliwéj izdebce w żydowskiéj gospodzie.
Nazajutrz i następnych dni kazano Janowi podmalowywać portrety, które on sobie właściwym kolorytem nabranym u Batrani’ego, szerokim pendzlem, szybko i grubo odszkicowywał. Nie podobała się ta ma-