Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

206
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

już tam nasz Smuglewicz, po którym wiele się spodziewam. Wiele ci dać na podróż nie mogę, ale artysta obejdzie się małém. Wyznaczę ci pensyjkę i na podróż pieniądze. Przysyłaj mi roboty swoje. Prócz tego — dodał cicho — nie masz tu podobno przyjaciół.
Jan w uniesieniu radości powtórnie upadł do nóg królowi i rozpłakał się w zbytku niespodziewanego szczęścia. W kilka dni potém opatrzony w pieniądze, pasport, listy polecające, napisawszy kilka słów dla pocieszenia matki, Rugpiutis dążył już do wrot nieśmiertelnego Rzymu.
Wyjazd jego z Warszawy zaćmił się bolesnym wypadkiem. Towarzysz Jana, poczciwy Feliks, znękany, zrozpaczony, i gwałtowną chorobą rzucony o łoże, podał mu na pożegnanie dłoń zimną, która w ręku jego skrzepła na wieki! Kilka rozpoczętych płócien, teka rysunków pełnych energii i niezwykłego ognia, wspomnienie w jedném sercu prędko zatrzeć się mające, — oto co po nim zostało.


— „Witaj ziemio! Grecyi dziedziczko, ojczyzno odrodzonéj sztuki, matko wielkich artystów, których wykarmiłaś na ruinach starą myślą umarłego świata, których wykołysałaś głosami nadziemskiemi przeszłości witaj Italio! witaj Roma!...” wołał Jan ze wzruszeniem, wstępując na odwieczną drogę, na któréj czuł raczéj niż widział ślady rzymskich wozów, ujrzawszy starą naddrożną kolumnę, jedną z tych, co olbrzymie drogi olbrzymiego państwa rozmierzały.
Z podwójném uczuciem chrześcianina i artysty pokłonił się wielkiéj ruinie i zamyślił nad nią głęboko.