Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

207
SFINKS.

Nigdzie tak żywo nie mówi przeszłość, jak na tym grobowcu. A dla Jana grobowiec rzymski był także kolebką. Tu wykołysała się na falach krwi męczeńskiéj wiara Chrystusowa, nowa religia, nowe prawo dla świata. Sztuka starożytnych na chwilę zapomniana, ustąpiła w jego umyśle miejsca katakumbom o nieforemnych symbolicznych postaciach, oraz podaniom z pierwszych heroicznych chrześciaństwa wieków.
Wzruszenie, w którém niepojętym sposobem mieszały się wiara i sztuka, opanowało serce jego. Jan bowiem pomimo zaniedbanego wychowania, przejął od matki, wyssał z mlekiem głębokie, silne uczucie religijne, dotąd niestarte i nieosłabione niczém. On wierzył sercem; głowa jeszcze u niego serca słuchała.
Wszystko tu przemawiało do niego; a pierwsze dni w Rzymie spędzone, nie pogański świat, nie sztuka jego wspaniała i podziwu godna, ale pamiątek chrześciańskich i świętych miejsc obejrzenie zajęło. W kościele Świętego Piotra, u Świętego Stanisława dei Polacchi, u Jana Świętego na Lateranie, u Maryi Większéj, u Maryi Anielskiéj, Świętego Piotra in Vincoli, modlił się najprzód jako pielgrzym, posyłając w modlitwie westchnienie za matką.
Ochłonąwszy dopiero z tego pierwszego uczucia, wyłącznego w początku, Jan poczuł się artystą, pomyślał, że jako artysta nie jako pielgrzym tu przywędrował. A arcydzieła sztuki z kolei silnie go pociągnęły ku sobie. Przygotowany do widzenia ich i ocenienia przez Batrani’ego, nie zaraz jednak potrafił wielkość i piękność ich uczuć, rozeznać.
Ze sztuką jak ze wszystkiém inném na świecie, potrzeba wyrobić w sobie smak różnostronny, pojęcie szerokie jéj całości, aby wszystkie objawy tak rozmai-