Angiolina, aż biedny młody artysta drżał, bladł i na chwilę czuł się obłąkanym; wytrwał jednak długo, długo, wierny wspomnieniom swoim.
Lecz wewnątrz niego tlał już ogień, a oczy Angioliny rozdmuchywały go codziennie. Mieszkając z Annibalem, widywał ją codzień, pędzili wieczory, noce letnie na rozmowie i śpiewach, był nieraz świadkiem całego dramatu cielesnéj żądzy, namiętności, nasycenia, obrzydzenia, obojętności, świadkiem tych odpływów i przypływów passyi zwierzęcéj, co jak morze zalewa brzegi i cofa się od nich ze wstrętem.
Miłość duchowa nie zna podobnych, równie gwałtownych zmian i ostateczności; ona jest zawsze jedna, dopóki czysta. Cielesna musi mieć charakter cielesny, znikomy: przychodzi potężna, rozkwita jasno i więdnieje, i znowu wzrasta i znowu upada.
Angiolina, dla któréj Jan był niepojętą zagadką, może dla tego tak uparcie po każdéj kłótni powracała do Annibala, że chciała nareszcie rozwiązać pytanie: „Co to za kamień-człowiek? Dla czego tak młody a tak zimny? Jestżem tak szpetna, tak nieponętna, niepożądana? czy on tak dziwnie zastygły?”
Zwierciadło i ludzie nieustannie powtarzali jéj, że jest bardzo piękna. Angiolina bowiem powszechnie za najcudniejszą Wenerę całego Rzymu uważana była; nigdy Rubens nie wymarzył takiéj wspaniałości ciała w takich kształtach uroczych; takiéj karnacyi złocistéj nigdy nie odmalował Tycyan; dwoje równie jasnych, czarnych oczu nie świeciło może od wieków nad Tybrem. Oczy Angioliny, mijając inne wdzięki, były może najpotężniejszą jéj bronią. Cała ciałem będąc, namiętna, ale bezmyślna, wyuczyła się jednak Włoszka nadawać swym oczom wyraz tak dziwny a tak coraz
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/227
Ta strona została skorygowana.
219
SFINKS.