Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

226
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Jedném słowem: Anglik był oryginał tém, że udawał wcale nieoryginalnego, a w głębi takim był przecię.
Z artystami artysta, uczony z uczonymi, z ludem człek prosty i przesądny, z filozofami sceptyk, Anglik z Anglikami, Włoch z Włochami — sir Artur stawił się na oznaczoną godzinę w kawiarni, wierny swemu słowu. Ubrany był za Transteweranina, ale z fizyognomią tak widocznie wywiezioną z West-Endu, że wzbudzał tylko śmiech patrzących na niego. Miał minę karnawałową. Blady, bardzo pociągłéj twarzy, dość niezręcznych ruchów, białawych włosów, długich rąk i laskowatych nóg, typu zupełnie normandzkiego, sir Cromby przebrany za Włocha, wyglądał potwornie, pociesznie, cudacznie. Uprzejmy i grzeczny aż do zbytku dla tego, że powszechnie obwiniają Anglików o dumę i rubaszność, ściskał za ręce artystów, całował się z nimi i fraternizował aż do przesady. Udawał popularnego i wesołego towarzysza, choć go to męczyło i wiele kosztowało.
Ale potrzeba go było widzieć w towarzystwie różnorodném, gdy zmuszony kilku osobom podobać się, do wszystkich zastosowywać, z kolei najróżnorodniejsze miny i postaci przybierał, najrozmaitszą odzywał się mową, zawsze dosyć pociesznie. Sir Cromby pewien był, że ma talent niepospolity jednoczenia się z tém, co go otacza; ludzie, co z téj myśli jego korzystać umieli i za słabość podchwycić, byli mu najulubieńsi. Od lat pięciu, bezwstydny jakiś Francuz, bijąc w to, żył z jego kieszeni, całą za nim niemal obiegłszy Europę.
Dla dania sobie placu do popisu, podróżował całe prawie życie, w każdym kraju usiłując się stać jakby krajowcem: wyuczał się języka, którego wymawianie