Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

17
SFINKS.

siedztwa, a familia zakonna kochała się jak istotna rodzina, lepiéj od niejednéj krwią i interesami połączonéj. Lecz powoli, powoli zaczęły się wypróżniać cele, a zapełniał cmentarz; grzędy ogrodu chwastem zarastały, brukowany podwórzec otoczyły chciwe ruin pokrzywy; wielki krzyż ogrodowy spróchniał od spodu i upadł. Gwardyan ujrzawszy go nazajutrz po burzy na ziemi, zapłakał; bracia milczący i zamyśleni odeszli.
Gdym raz pierwszy zajrzał do tego uroczego klasztoru, był on jeszcze w całym błasku życia i pomyślności. Przejeżdżając gościńcem, który około wrot dziedzińca kościelnego się przesuwa, zasłyszałem śpiewy, ujrzałem drzwi otwarte i zatrzymałem się, zdjęty ciekawością. Była to godzina południowa, nikogo w kościele prócz kilku chłopców i dziadów; w chórze za wielkim ołtarzem śpiew zakonników rozchodził się poważny pod wysokie sklepienia. Ukląkłem naprzód, potém poszedłem oglądać napisy, nagrobki i obrazy. Właśnie gdym się z ciekawością Wniebowzięciu Dankerts’a przypatrywał i dobywał ołówka dla zanotowania téj pięknéj kompozycyi, ujrzałem przed sobą zakonnika (bo śpiew w chórze już był ustał, a chłopcy uwijający się z miotłami, musieli o bytności mojéj rozchodzącym się z chóru powiedzieć).
Staruszek powitał mnie zwykłém chrześciańskiém pozdrowieniem, przypominającém dawne wieki, kiedy znak krzyża i te słowa tajemnicze różniły w tłumie od pogan pierwszych sług ukrzyżowanego Messyasza.
— Cóż to za piękny kościół! zawołałem w uniesieniu. Jakie wspaniałe malowidła!
— Prawda, że śliczne? uradowany przerwał mi śmiejąc się wesoło staruszek. Stare to są panie dzieła staréj pobożności i talentu! A widziałżeś pan piękne