Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

245
SFINKS.

lina długo jeszcze wyglądała niby za Negrem, a może więcej za Janem. Za kim z dwóch? zagadka, może za obudwoma. Annibal położył się na łóżku z gitarą, ona przyszła po chwili oprzeć głowę na jego kolanach, i śpiewała tak do późnéj nocy stare włoskie piosenki.
Jan tymczasem powracał z miss Rosą do jéj mieszkania; po drodze zatrzymywali się razem u posągów i fontann, mówili o sztuce. Angielka umiała suchą i zimną teoryę sceptycyzmu i materyalizmu z ogniem i zapałem wykładać. Pod wpływem uroczych jéj słówek, Jan czuł się silniéj zachwiany w ciągu dnia jednego, niżeli długiém obcowaniem z Annibalem.
Przekonania jego chwiały się, niepokój był w duszy. Kobieta, jakby miała na sercu ku swéj niewierze go nawrócić, o wszelkim przedmiocie w duchu swoim mówiła, wszędzie umiała wrzucić słówko znaczące, słówko, co więzło w głowie słuchacza i rozwijało się późniéj samo w cichych dumania godzinach.
Nie ma nasienia, coby łatwiéj się przyjmowało nad sceptycyzm i niewiarę. Niszczyć daleko zawsze łatwiéj niż tworzyć, trudniéj nawracać niż wywracać. Nawrócenie jest dziełem natchnienia; wywrot robotą zimnéj myśli. Natchnąć wiarę cud tylko może; lada głupiec zachwiać nią w słabym potrafi, a potém nigdy już ona nie wróci.
Miss Rosa do późnego wieczoru czytała Janowi, mówiła z nim, i takie potrafiła wzbudzić zaufanie, topiąc w nim niebieskie swe oczy, czarując niepojętym wdziękiem, że wyznał przed nią więcéj niż przeszłe swe życie, bo stan teraźniejszy duszy, walki z sobą, niepewność, pragnienie pozostania przy staréj wierze, którą miał za jedyną prawdę i jedyną szczęścia rękojmię.