Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

249
SFINKS.

oczyma Jana. A nauczycielka tak była natchniona! wyraz jéj każdy tak gorąco z duszy wyrzeczony! tak mówiący i przenikliwy!
Nauka ta trwała długo. Codziennie nauczycielka i uczeń, nauczyciel i uczennica stawali się sobie potrzebniejsi, milsi, codzień poufalsi z sobą. Już kronika gorsząca plotła dziwy o ich pożyciu; a jednak, jak zawsze prawie, w tych pozornych bardzo plotkach nie było prawdy. Rosa i Jan żyli z sobą jak brat z siostrą.
W jéj sercu może od pierwszego wejrzenia obudziło się czulsze i gorętsze uczucie, usiłowało wyrobić wzajemność, ale dotąd napróżno. Jan patrzał z zachwyceniem na miss Cromby, długie godziny wlepiał oczy w jéj twarzyczkę tak uroczego wdzięku, ale w sercu nie czuł ku niéj nic nad przyjaźń prawdziwą, nad spokojne przywiązanie brata. Żadna inna struna w nim nie zadrgała. Często wieczory całe pędzili na długich samotnych przechadzkach, w których tylko z dala idący Nero im towarzyszył; często dni całe przepędzali obok siebie, oko w oko, dłoń w dłoni, z całą szczerością młodości z uczuć się swoich i myśli spowiadając. Ale Jan nie miał na sumieniu wielkiego grzechu miłości, z któregoby się choć mimowolnie wyspowiadał Rosie. Czekała ona, czekała, serce jéj biło, oczy płonęły lub łzą zachodziły, — on pozostał jak był.
— To przyjdzie z czasem, mówiła sobie, — to przyjdzie z czasem!
Ale czas ubiegał, a nic nie przychodziło. Jan kochał ją zawsze tylko jak siostrę, ona go już jak jedyną istotę na ziemi, z gwałtownością téj wyłącznéj miłości, która się chwyta swego przedmiotu jak własności, która za nim, bez niego, nie widzi nic w świe-