Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/260

Ta strona została skorygowana.

252
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

która patrzy nie wiem zkąd, patrzy i nie wyciągnie im ręki?
Jan osłupiał.
— Cierpisz, rzekł: podzielmy to cierpienie, proszę, powiedz mi, powiedz je. Ty wiesz miss Cromby, że cię kocham jak brat, że dałbym życie dla ciebie.
— Tak, szepnęła Angielka po cichu — tylko jak brat! Na co mi twe życie, gdy nie mogę mieć serca? Nie proś — rzekła głośno — nie chciéj wiedzieć tego: nic mi nie pomożesz, nic Janie; choroba to nieuleczona.
— Ulżyć jéj przecię można?
— Nie! pogorszyć tylko!
— Droga miss Cromby!
Ona spojrzała obłąkanym wzrokiem na niego:
— Janie, rzekła: nie dopytuj się, na Boga, na tego Boga, na któregoś mnie zaklinał!
— Tajemnica! Więc nie chcę jéj wiedzieć.
— Nie mam dla ciebie tajemnic...
— Cóż więc takiego kryjesz?
Czoło dziewczyny pokryło się znowu rumieńcem, westchnęła cicho, pomyślała, potém jak gdyby nagła myśl ją uderzyła.
— Słuchaj, rzekła: daj mi słowo, daj słowo uczciwego człowieka, a wiesz jak wysoko cenię godność ludzką, że cokolwiek się dowiesz odemnie, nic naszych stosunków nie zmieni.
— Możeszże wątpić miss Rosa? zawołał Jan, któremu myśl przebiegła po głowie, że ona kogoś kochać musi, że go posądza także o miłość ku sobie, odpowiedzieć jéj nie mogąc. Zarumienił się, zatrząsł.
— Jeśli kochasz kogoś, siostro, rzekł szybko — jeśli kochasz, czemuż mi powiedzieć nie możesz? Myślisz, że