Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

255
SFINKS.

Czy widział czy nie widział co się działo w domu, nie wiem. Cały teraz zajęty był ubraniem sycylijskiém i Sycylią, do któréj chciał już przybyć o ile możności Sycylijczykiem. Jan malował, czytał, i rozczarowując się codzień książkami, które poezyę życia ścierały pod pozorem przesądów, doskonalił się w sztuce coraz bardziéj. Landi uznał, że go nic mistrze nie nauczą więcéj, że sam sobie najlepszym być może. Ciągłe zapatrywanie się na arcydzieła wyrobiło w nim smak, uczucie prawdziwego piękna, i wtajemniczyło go w najtrudniéj nabywające się, językiem nigdy nieokreślone, arkana sztuki.
éMiss Rosa już nie malowała wcale. Od pierwszéj owej rozmowy, nie mówiła więcéj z Janem o miłości swéj, stała się zimną na pozór, dumną, szyderską nawet czasem; ale w oczach to błyszczących ogniem, to płaczących tajemnie, czytać było można uczucie tłumione. Siadała często na koń i latała po okolicy aż do znużenia, starała się o silnie wstrząsające wrażenia, szalała, zatapiała się w ulubionych książkach; ale na tę chorobę co ją trawiła, nigdzie, w niczém nie znajdowała lekarstwa. Janowi zdawało się, że oddalenie być niém może jedynie; a chociaż miss powtarzała mu często, że dał jéj słowo pozostać, zamyślał usunąć się i pracował nad tém, aby ujść niepostrzeżony. Obrazy swoje porozsyłał powoli w różne miejsca pod różnemi pozorami, i Angielka nie sprzeciwiała się temu; rzeczy nie miał prawie, — i jednego wieczoru niepostrzeżony zszedł ze wschodów z bijącém sercem i smutkiem w duszy, bo cierpienie zostawiał za sobą. Zdawało mu się, że nikt nie wie o jego zamiarze ucieczki, nikt go o nią nie posądza. Zaledwie minął bramę