Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

256
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

pałacu, gdy z okna głos Rosy dał się słyszeć z cichém: Adio.
Podniósł głowę.
— Idziesz — rzekła łagodnie — idziesz bez powrotu, uciekasz odemnie! Nie wstrzymuję cię więcéj. Bądź zdrów i szczęśliwszy odemnie.
Okno żywo się zamknęło.
Jan pozostawszy sam, nie wiedział co miał czynić: powrócić czy uciekać?
— A! rzekł w sobie: żegna mnie spokojnie, nie wstrzymuje; siła więc téj nieszczęsnéj namiętności minęła już, zapomni i wspomnienie czas zatrze.
Spojrzał w okno, westchnął i odszedł.
Na odległéj uliczce tydzień spędził zupełnie samotny, smutny nie wiedząc czemu, rozdrażniony, cierpiący. Zaczynał czuć rodzące się jakieś przywiązanie, którego wprzódy nie miał; chciał ją widzieć, chciał ku niéj powrócić, głowa mu się paliła, sny dzikie chodziły po niéj; pytał siebie sto razy na dzień: „Kochamże ją teraz?” Może już kochał ją biedny, ale silną wolą wstrzymywał się, by do niéj nie wrócić; Tak kilka dni zeszło, gdy wieczorem zastukano do jego izdebki.
Poznał głos sir Artura, i nim miał czas zaryglować się od niego, już Anglik wszedł z pudełkiem pod pachą, ukłonił się, postawił je w milczeniu na stole, otarł pot z czoła, dobył papier z kieszeni i podał go Janowi.
Był to testament miss Rosy.
— Co to jest? zakrzyczał Jan obłąkany.
— Co? Ostatnia wola umarłéj.
— Umarłéj?