zy religijne naszych czasów są zimne i sztywne, życia w nich nie ma, bo ducha braknie.
Ten, z całą naiwnością starych mistrzów szkoły florenckiéj, wystawiał znajomy rys podania. Był to wizerunek Ś. Łukasza, zachwyconego widzeniem Matki Bozkiéj, któréj rysy anielskie miał przenieść na płótno. W górze obrazu, na czystym lazurze, wśród lekkich obłoczków, w wieńcu drobnych aniołków splecionych rączkami, ukazywała się Królowa niebios w białéj szacie zwycięztwa. Korona z siedmiu gwiazd błyszczała nad jéj czołem. Na ręku dziecię Jezus spoczywało, z dziwnym wyrazem Bóztwa w maleńkiéj twarzyczce, spoglądając z matką razem na Świętego Ewangelistę.
W dole starzec klęczący, zachwycony, z pendzlem w dłoni, z oczyma wlepionemi w obraz niebieski, zdawał się żyć i oddychać. Wpół otwarte jego usta, jakby zbytek uczucia i westchnienie radosne rozwarły. Dwóch aniołków uśmiechających się podtrzymywało płótno i paletę. Wół, symboliczne znamię ofiary, padł na nogi i świetnie przytulił skrzydła. Zwierzę to nawet było tak naturalne, a tak razem idealne, tak wiele miało wyrazu, żem się coraz bardziéj wpatrując dziwił i zachwycał. Ogół tego utworu kolorytem pełnym życia i harmonii uderzał. Każda twarz doskonale mówiła, co jéj malarz kazał; wszystko żyło, a żyło tém idealném życiem drugiego świata, którego chciwie w dziełach sztuki szukamy.
— Zkądże ten obraz? zawołałem zdziwiony.
— Alboż istotnie tak piękny? spytał mnie naiwnie starzec, patrząc mi w oczy z uwagą.
— Cudnie piękny!
— No! doprawdy! Dziwy, panie!
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/27
Ta strona została skorygowana.
19
SFINKS.