Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/274

Ta strona została skorygowana.

266
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

li się nań wszyscy z sąsiedztwa. Kościół wystąpił z całym przepychem wiejskim; a tłumy szły za trumną biednéj matki, którą syn utrzymywał na wozie czarnemi wołami ciągnionym.
Reszta pieniędzy pozostała na msze, na pomnik, na wynagrodzenie Małgorzaty, któréj oddał wszelki sprzęt po matce, i na jałmużny. Krzyż tylko, medalik noszony na piersiach, włosów trochę i srebrny ślubny pierścionek zatrzymał Jan dla siebie.
Oddalić się z tego miejsca potrzeba było, a trudno dla serca. Komu powierzyć dom? komu zadzierżawić rolę? godziłoż się ją sprzedać? Téj myśli Jan przypuścić nie mógł. W kilka dni sąsiedzi zaczęli przybywać z propozycyami nabycia, mniéj więcéj korzystnemi, ale zawsze poczynając od tego, że kawałek ten nic nie wart, i że tylko dla niego, przez szczególny wzgląd, przez przyjaźń, przez jakiś affekt nagły i gwałtowny, dać mogą tyle a tyle. Każdy niby z łaski go chciał kupić.
Jan wszystkim podziękował i odpowiedział, że nie sprzeda.
Strzelec sąsiednich lasów zadzierżawił chatę i rolę z warunkiem, aby w niéj nic nie odmieniał i wszystko pozostało jak za życia matki było. Odwiedziwszy Kapucynów i grób matki, na którym odzyskał pragnienie modlitwy i pobożność młodzieńczą gdyby cudem, Jan ruszył do Wilna. Wspomnienia młodości wiodły go tam na lep swój zdradziecki. Było to jedyne miejsce, z którego mu zostały pamiątki miłe i pociągające; ale między odjazdem a przybyciem taka rzeka lat i kału przepłynęła, tyle wypadków i uczuć! Wszystko tam teraz okrutnie do niepoznania zastał zmienione.