Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

267
SFINKS.

Ledwie wysiadłszy, poszedł pytać o Batrani’ego. Stary Włoch umarł; wdowa po nim z dziećmi pozostała zubożała i wiodła najnędzniejsze życie w domu na Zarzeczu, gdzie wynajmując resztę lokatorom, sama stała, na tyłach. Długi nieopatrznie zaciągnięte dojadały ją i groziły najzupełniejszym niedostatkiem. Jan czując obowiązki dla rodziny Batrani’ego, pośpieszył ku niéj.
Niedaleko od mostu, ku rzece posunięty, w części na palach oparty, stał lichy domek, w połowie drewniany, w połowie z muru starego. Pochylony, z dawna niepodparty i niepoprawiany, brudny, zdawał się grozić upadkiem; ze wstrętem zbliżał się każdy ku niemu, tak niechlujne otaczały go kałuże. Mieszkańcy, po większéj części zamesznicy i skórnicy, których tu blizkość rzeki zwabiała, obrzydliwemi wyziewami fabryki napełniali powietrze. Mydlarz Żyd mieścił się z nimi na dole. Sznury pozawieszane skórami przecinały dziedziniec w różnych kierunkach; kupy garbarskich reszt zalegały wszędzie, a smrodliwy rynsztok wiódł wody i fusy mydlarskie do rzeki, która je zabierała z sobą. Czarna połamana galerya okrążała wewnątrz czworościenne domowstwo, wspierając dachy nadgniłe budowli. Tu, dawniéj pieszczona Maryetta, mieściła się w dwóch ciemnych izbach z dziećmi, które podrosły i popsuły się zaniedbaniem i nędzą. Syn starszy wyrósł na hultaja, rozpieszczony i ukochany; młodsze wyuczyły się złego, znękane i prześladowane od matki. Znienawidzeni przez nią biedni Batrani’ego ulubieńcy chodzili w łachmanach; a starszy przepijał i tracił co zarwał, powracając do matki niemal codzień pijany, obity, obdarty, jeśli nie nocował pod wartą.
Na widok tego przerażającego obrazu serce Jana