Nie umiał prosić, starać się, zabiegać; nie wiedział co począć z sobą.
Błądził jak obłąkany. Świeża strata matki, wspomnienia włoskie, obraz rodziny Batrani’ego, przejmowały go do głębi, wprawiały w rozpacz, zobojętnienie, odrętwiałość.
Nareszcie zebrawszy dostateczne fundusze, otworzył malarnię na Zamkowéj ulicy, i kilka wierszy za opłatą wydrukował w gazecie, oznajmujących o przybyciu malarza, ucznia Bacciarellego, powracającego z Włoch. Tytuł ucznia Bacciarellego podyktowano mu życzliwie, gdyż w jego przekonaniu nie było wcale czém się chwalić; ale u nas dzięki cudzoziemskiemu nazwisku, Bacciarelli więcéj ma dotąd sławy od Smuglewicza, Czechowicza i Leksyckiego.
To ogłoszenie w gazecie, powtórzone razy kilka, zwabiło naówczas licznie zgromadzonych na Święty Jerzy obywateli litewskich.
Zbiegł się tłum do mieszkania malarza, otwartego dla wszystkich. Wielkie jego obrazy przywiezione z Rzymu, kopie cudnie wykonane z Rafaela i Dominiquina, którychby się sławny Guizzardi z Bolonii ani Michele Micheli florencki, naśladowcy starych arcydzieł, nie powstydzili, zwracały nawet nieznawców oczy.
Lecz serce mało nie pękło malarzowi, co przywykł do rzymskiego i florenckiego ludu, bez pojęcia sztuki prawie, bez kultury tak trafnie umiejącego sądzić dzieła artystów, tak nieodwołalne wydającego wyroki — gdy usłyszał sądy i zdania swojéj rodzinnéj publiki.
Wybrane towarzystwo nasze niżéj daleko stało w uczuciu i pojęciu piękna, w rozumieniu celu malarza, w ocenieniu jego wartości, niżeli włoscy lazzaroni.
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/278
Ta strona została skorygowana.
270
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.