— Któż go malował? spytałem znowu: bo widocznie świeży.
— Boć nie ma w istocie i tygodnia, jak go poświęcono i na ołtarz wzniesiono.
— A zkądżeście go dostali?
— E! to robota klasztorna! dodał staruszek ciszéj, potrząsając głową: — tutejsza...
— Jak to? tutejsza? coraz bardziéj zdziwiony spytałem żywo.
— Tak jest, tak. Malował go-ci brat Maryan.
— Zapewne kopiował z jakiego starego, a kopia mu się, nie ma co mówić, prześlicznie udała.
— O! nie! on to całkiem swoją inwencyą zrobił. Ale ojcu gwardyanowi wcale się nawet to nie podobało; prawdę rzekłszy, przedmiot nam niebardzo do ołtarza przypadał i nowe musieliśmy dać robić ramy, bo daleko większy rozmiar od obrazu co tu był wprzódy, a który w kawałki się od wilgoci z muru sączącéj popadał.
Gdyby kto inny mi to mówił, zaledwiebym uwierzył, żeby w celi tego klasztoru zasuniętego w głuchą ciszę lasów litewskich, mógł się taki utwór urodzić: utwór niepospolitego natchnienia, pojęty po mistrzowsku i po mistrzowsku rzucony na płótno.
— A malarz ten? spytałem staruszka.
— Brat Maryan mówicie? to laik klasztorny... odpowiedział zażywając tabaki Kapucyn.
— Wielki malarz! a tak nieznany! tak nieoceniony! zakrzyknąłem z podziwieniem, oczu nie mogąc oderwać od obrazu.
Staruszek zdawał się pochwał tych słuchać z powątpiewaniem o mojéj znajomości rzeczy; odwodził mnie nawet od tego obrazu do fresków Dankerts’a
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
20
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.