Wszyscy się zgadzali, oddając mu największe pochwały. Angiolina była tu wyidealizowana i upiękniona jeszcze. Na Adonisa stał wzorem najprześliczniejszy Rzymianin. Pejzaż cudowny otaczał tę parę, któréj koloryt miły, harmonijny, złocisty i rysunek poprawny a lekki, zachwycały.
— Co za te sztukę? spytał amator. Przypadłaby mi do salonu — pobożne obrazy nie w modzie — gdyby nie drogo! Wenus wcale niczego!
— Ten obraz — rzekł Jan wstając powolnie — kosztował mię prawie rok pracy i pensyi królewskiéj; jest to dzieło, na którém zakładam sławę moją; nie chciałbym się z niém rozstać, nie będąc pewien, że czy poznają się na niém tu ludzie czy nie, cenić go będą przynajmniéj dla pieniędzy, które kosztował. Nie oddam go od tysiąca czerwonych złotych!
— Peste!
Hrabia osłupiał, popatrzał, plunął, zawinął się i odszedł.
Powrócił od drzwi, zmierzył oczyma Jana i spytał:
— Waćpan oszalałeś?
Nic nie odpowiedziawszy, rzucił się malarz na krzesło.
Obrażony już hrabia, wskazał laską na kopię niedbale zarysowaną Świętéj Cecylii Rafaela, którą we Florencyi począł Jan dla siebie. Była ona niewykończona, ale rozmiary obrazu i świeży koloryt złudziły amatora.
— A ta sztuka? zapytał.
— Dwadzieścia.
— Dla czegóż to różnica tak wielka?
— To kopia i niewykończona.
— Dam dwadzieścia, ale mi ją skończysz.
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/280
Ta strona została skorygowana.
272
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.