mi. Dwie tylko osoby w tłumie mógł Jan wyróżnić, i o nich w notatkach, z których czerpiemy, zostawił wspomnienie.
Z rana bardzo wsunął się człowieczek średniego wieku, zgarbiony, o lasce, w okularach, w futerku, aksamitnych bótach i ciepłych jedwabnych rękawiczkach. Bladém okiem powiódł po obrazach. Głowa jego wyłysiała, okryta była czapeczką czarną, któréj nie zdejmował.
Spojrzał po pokoju, jakby chciał zmierzyć nędzę Jana, i pociągnął nosem; popatrzał na okruszyny bułki i resztę mleka niedopitego na stole; potém dopiero wziął się do obrazów. Pilnie, szczelno, oglądał je z kolei, kiwał głową, robił minki, uśmiechał się, kłaniał, przecierał okulary, ale nic nie gadał. Niekiedy z ukosa spojrzał na malarza, i znowu pilnie zdawał się badać obrazy, choć daleko pilniéj przypatrywał się zbladłéj twarzy Jana.
Po godzinnym prawie przeglądzie, który już zniecierpliwił artystę, zbliżył się nareszcie do niego, pytając o cenę kopii Madonny z Rafaela, maluteńkiéj, ale con amore wykończonéj, jakby dla oszukania znawcy.
— To bardzo śliczne! mógłbym to mieć?
— Rzecz mała, a ja do niéj dość przywiązuję wartości.
— Doprawdy? ale cóż przecię za cena?
Jan powiedział ogromną, staruszek się cofnął, uśmiechnął i położył obrazek.
— Cóżby kosztował oryginał? zawołał.
— Oryginał sprzedany był w Rzymie za tysiąc funtów sterlingów, a kopia Andrea del Sarte za mało co mniéj.
— Toż przecię Andrea del Sarte!
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/282
Ta strona została skorygowana.
274
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.