Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/286

Ta strona została skorygowana.

278
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nikające, bystre małych czarnych jego oczu, czasem przykre było jak uderzenie; a gdy mu towarzyszyło skrzywienie warg, cofnąć się było można od niego, tak srogim wyrazem przerażał. Lecz w innych chwilach też same oczy bywały słodkie, bywały zadumane i niewinne jak dziecięcia.
Tytus Mamonicz, pomimo najlepszego serca, szydził ze wszystkiego. Ubóztwo zniszczyło w nim, pozornie przynajmniéj, w głębi najszlachetniejsze instynkta. O wygody życia dbał bardzo mało, i żadnéj do nich nie przywiązywał wagi; cały zajęty sztuką, miał ją za cel jedyny, a resztę za dodatki. Tych, co sztuki nie pojmowali, bez litości wskazywał hurtem na pogardę powszechną. Dobroczynny, ale raptusowo i jakby od niechcenia, w sercu pełen namiętności i uczucia, szydził, aby pokryć jak wiele cierpiał, jak czuł wiele. Życie, świat, ludzie, dla niego, mawiał, byli ziarnami piasku. Wytrwałość stoika, niekiedy cyniczna obojętność na przyzwoitości, piętnowały go także cechą mu właściwą. Jan przeciwnie pełen uczucia, ale przelewającego się co chwila z ust jego i oczu, choć zahartowany, przecięż łatwo przeciwnością się złamać dający, czulszy a mniéj pamiętny, przy Tytusie twardym i obojętnym przeciw losom, wyglądał na słabą niewiastę. Poprzyjaźnienie się ich, dla obu było wypadkiem wielkiéj wagi. Nic o tém nie mówiąc, poprzysięgli sobie wieczny związek i przywiązanie niezłomne. Tytus rzekł w duszy: „Wszystko dla niego;” Jan: „Nie rozdzielimy się nigdy.” Ale gdy pierwszy rozważał już jakby przyjacielowi dopomódz, drugi tylko rozmyślał nad odkrywanemi codzień przymioty Tytusa.
Codziennie Tytus przychodził do Jana, a widząc go