zrażonym, przygnębionym, smutnym, szydził po trosze dziwując się, iż tak łatwo zwalczyć się daje.
— Co u licha! mówił: masz chleb powszedni, masz dach, czas swój nikomu niezaprzedany, czujesz w sobie natchnienie, a skarżysz się? Czegoż ci u kaduka potrzeba?
— Wiesz? współczucia! poklasku! zachęty! rzekł Jan.
— A! dymu!
— Nie dymu, Tytusie! Pomyśl, ilu to wielkich ludzi stworzyło współczucie i oklaski ludu! Czyby Rafael stworzył kiedy swe loże i freski, gdyby go następca Świętego Piotra nie pokrył płaszczem swoim? Byłżeby Michał Anioł rzucił swą śmiałą kopułę na najwspanialszy chrześciaństwa kościół, gdyby nędza i zapomnienie marzyć nawet o tém dziele nie dozwalały? Wierz mi, los, traf, szczęście czy Opatrzność, jak je nazwać zechcesz, wiele wpływają na podniesienie człowieka. Wyobraź sobie, że pierwsze dzieło artysty przypada w chwili jakiego silnego zajęcia, jakiéj nieuwagi spowodowanéj wypadkami, i odepchnione zostaje zimno. On się zrażony zaprzęga do roboty mechanicznéj, traci siłę, zapał i gaśnie. Iluż takich nieznanych upadło geniuszów!
— Być może, ale w naszéjże mocy temu zapobiedz? W naszéj tylko nie zrażać się i pracować, nie szukać zasiłku po za sztuką i żyć nią samą.
— Tak! daj na to siły! Jeżeli ich zabraknie, giniemy.
— Nie! nie ginąć, wytrwać i żyć! Z losu przeciwnego drwijmy. Righi dał mi modelować statuetkę, którą potém sam ma poprawić; będę miał na miesiąc roboty i chleba. Jużem syt i szczęśliwy. A głową
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/287
Ta strona została skorygowana.
279
SFINKS.