Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/293

Ta strona została skorygowana.

285
SFINKS.

zyskać możesz, ale drogo to opłacisz. Nie milszaż ci nasza swoboda, nasze poufałe rozmowy, nad grzeczne ich wzgardy, dobrotliwe, protekcyonalne szyderstwa? O serce tam trudno!
— O! jak niesprawiedliwy jesteś! W ich świecie wszystko znajdziesz co u nas piękne: kobiety, uczucia, myśli. Bogactwa ich czynią naturalnymi protektorami sztuki; bez nich my nic uczynić nie możemy, oni nasza podpora. Wojewodzic....
— Już nie wojewodzic, ale kasztelan, przerwał Mamonicz; opowiem ci zaraz jego historyę. Ty jeden może jéj nie wiesz, bo dotąd nie miałeś ucha i oka, tylko dla sztuki i dla własnych swoich strapień.
— Zkądże ty wiesz jego historyę tak dobrze?
— Ja! co za dziw? Historya jego chodzi po ulicach, złapałem ją nie wiem gdzie i jak. Posłuchaj. Wojewodzic, dzisiejszy kasztelan, jest dzieckiem ostatniém możnéj i znacznéj rodziny; tego ci mówić nie potrzebuję, dość imienia. Imię to jest wypisane na mnóztwie pomników, grobowych wiek, i na zbutwiałych kartach naszych kronik. Jego ród i on sam w ostatku najlepiéj przedstawiają historyę panów w naszym kraju. Rodzina ta, jedna z najstarszych szlacheckich, późno się zjawia między panami. Istotnie wielkie zasługi wojenne jednego człowieka, jego zwycięztwa głośne, ofiary majątkowe, czynne i śmiałe stanie przy władzy królewskiéj, nagle podnoszą szlachcica zamożnego do rzędu panów, w XIV wieku czy późniéj. Ten jeden wielki mąż, którego portret pełen majestatycznéj powagi, choć niezgrabnie zrobiony, wczoraj razem oglądaliśmy w kościele... przypominasz?... wprowadza przodków kasztelana w koło starych magnatów, proceres regni. Z początku, jak zawsze, kwaśno go przyjmu-