Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/298

Ta strona została skorygowana.

290
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

boty, na perskim dywanie, stał przy sofie obitéj aksamitem. Meble wszystkie podobną materyą były okryte. Ogromne zwierciadła w srebrnych ramach zdobiły ściany. Szpinet palisandrowy, inkrustowany hebanem i perłową macicą, stał w kąciku. Sama pani leżała raczéj niż siedziała na sofie. Firanki zmniejszały światło dzienne w pokoju i przedstawiały ją w uroczym pół-mroku. Piękniejsza jeszcze, ale jeszcze bardziéj znudzona pani, podniosła się nieco, wsparta na łokciu, uśmiechem i główki kiwnięciem niedbale pozdrawiając artystę.
— Mój maź wyjechał — odezwała się — jutro powróci; nie chciałam dozwolić na niegrzeczne odprawienie pana, i dla tego kazałam go prosić. Jutro z moim mężem widzieć się będzie można. Pan jesteś malarzem?... dodała po chwili milczenia, topiąc w nim oczy ciekawe i poprawując opuszczone pukle włosów.
— Tak jest, pani.
— Pan byłeś w Paryżu?
— Nie, ale w Rzymie i Florencyi, zkąd wracam.
— A!... i skrzywiła się trochę. Cóż pan maluje? spytała.
— Obrazy historyczne, pejzaże.
— A portrety?
— Rzadko, lecz...
— Chciałabym bardzo mieć swój portret dla krewnych w Paryżu; podjąłbyś się pan go?
— Z prawdziwą wdzięcznością.
Kasztelanowa uśmiechnęła się, widząc jak szybkie wrażenie robił wzrok jéj na Janie. Była chwilka milczenia.
— Tylko, proszę mi nie pochlebiać: zrób mnie pan