ubawić twoim kosztem, a ty poddajesz się kaprysowi jéj jak dziecko. Wiele cię to kosztować może. Zakochanemu w niéj (jeśli na nieszczęście tak być ma), wiesz co ci pozostaje? Udawać doskonałą obojętność, delikatnie szydzić i śmiać się, to jeszcze jeden sposób. Czułością tam nie wygrasz. Francuzica, pewien jestem, z mężem nawet śmiać się z ciebie będzie. Ty będziesz cierpiał, a ona tryumfowała jak z żaka. Źle się to skończy, przepowiadam ci. Stracisz czas daremno. Dałeś im dwa obrazy, czy niedość? Przestań bywać dla jakiéjkolwiek przyczyny.
— Nie mogę.
— Bądźże zimnym i obojętnym.
— Nie umiem grać komedyi; jestem, jakim mnie okoliczności uczynią.
— Bez trochy komedyi nie ma życia. Zresztą jak chcesz. Co się tycze tego starego, któregom dla ciebie zwerbował, nie puszczaj go z rąk; w najgorszym razie jest to jaki taki ratunek. Ten przynajmniéj lubi obrazy i zna się na nich. Znawstwa nikt mu nie odmówi, a najdziwniejsza i prawie niepojęta, że się chowa z obrazami i pieści jak z klejnotami skąpiec. Całe dni przepędza nad niemi.[1] Zdarzało mi się zastawać go nad zczerniałym Bambochem, wyczytującego mozolnie intencye malarza, zgubione effekta, zaczernione wyjściem dna lub niegodziwym werniksem; zdarzało mi się widzieć go klęczącego przed płótnami w ekstazie i zachwycie młodzieńca. Naówczas twarz mu się mieni, oczy łzami zachodzą. Zamknięty na klucz, rozwija swe ulubione obrazy i poczyna ich przegląd. Każdy z nich znany mu jest aż do najdrobniejszych szczegółów, od-
- ↑ Postać historyczna.