Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/312

Ta strona została skorygowana.

304
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

I wyszedł Mamonicz z czapką na uchu, śpiewając.
Jan w istocie skutkiem kilku słów rzuconych przypadkowo raczéj niż umyślnie przez kasztelana i Żarskiego, był na drodze do pewnéj wziętości, daleko skuteczniéj popchnięty na nią niż wprzód wystawą swoich obrazów. U nas pospolicie zdanie gotowe bierze tłum i nie wdaje się w rozpoznanie jego słuszności. Jan nagle został znakomitym artystą dla pewnych ludzi, którzy wprzód nie wiedzieli co o nim mówić, ale razem wybuchnęła przeciw niemu silna i potężna zazdrość współubiegających się.
Gdy jedni chwalili, drudzy szydzili, tworząc baśnie dziwne o Janie. Ci powiadali go szpiegiem czyimś (pospolity u nas bardzo zarzut), drudzy nieznanym intrygantem pod obce podszytym nazwisko, inni ogłaszali partołą nieumiejętnym, chwalącym się cudzą pracą. Najlichsi wzmagali się na najczarniejsze brednie. Wysokie ceny jego robót nazwano szaloną szarlataneryą; protekcyę kasztelanica wyśmiewano nielitościwie, domyślając się z góry, że najpodléj pozyskać ją sobie musiał artysta. Słowem, w chwili gdy się znajomszym uczuł Jan w tym nowym świecie, poczuł zarazem na sobie pociski potwarzy, którą usłużni znajomi z gorliwością i pośpiechem co najrychléj mu podawali.
Z pogardą odwrócił się on od tych, którzy udając grzeczność i pochlebiając chętnie, szkalowali go za oczyma. Ale zasłużona wzgarda wydała się im niewdzięcznością, okrzyczano go za dumnego.
Tysiące drobnych pocisków doganiały go wszędzie. Nędzny paszkwil przybito na kamienicy, w któréj mieszkał. Kasztelan odebrał list bezimienny, donoszący mu, że Rugpiutis nie jest nawet szlachcic! i kala jego pro-