Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/316

Ta strona została skorygowana.

308
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

co, zdawała się mówić: „Kocham ciebie, a ty mnie nie chcesz rozumieć!”
Nadzieja odpędzona, jeszcze raz wstąpiła w niego. „Omyliłem się, rzekł w duchu, to było złudzenie.”
— Dla czego pan tak upornie milczysz? spytała po chwili kasztelanowa. Chciałabym wiedzieć od pana, czy od czasu, jak się znamy, jak tu bywasz, prawdą jest jeszcze coś mi mówił pierwszy tu raz przybywszy: nie kochałeś nigdy? nie kochasz?
— O! teraz, kocham! zawołał Jan, nie mogąc się powstrzymać.
Pani Elwira zrobiła minkę szyderską.
— Jakżebym rada widzieć tę, którą kochasz! Nieprawdaż, że malarz musi kochać piękną?
— Jak anioł piękna! a każdy ruch jéj, każde skinienie, tyle ma nieopisanego wdzięku!...
— Musi być dobrą jak anioł?
— Jak anioł nieprzystępna i niepochwycona.
— A! a! to coś wysoko oczy pańskie padły! Szkoda!
I zaciąwszy usta zamilkła, a Janowi aż zimno się zrobiło. Wstała z kanapy.
— Dość na dzisiaj, rzekła; jutro skończymy, nieprawdaż?
Powiedziała to zimno i dumnie, wychodząc obojętnie i z miną znudzoną wielkiéj pani do salonu; ale we drzwiach odwróciła się i Jan spotkał wzrok łagodny, pociągający, którego już nie umiał sobie wytłómaczyć. W téj kobiecie były dwie dla niego: jedna czuła i kochająca, druga zimna i dumna. Wybiegł do domu, Mamonicz go tam czekał, wysłuchał wyznań.
— Mój drogi, rzekł: nic oczywistszego nad to, że