Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

313
SFINKS.

— A! słyszał pewnie naszą rozmowę, wyskoczył i może się zabił — biedny!
Kasztelan podbiegł do okna, ale z niego nic nie zobaczył.
— Nic mu się nie stało, uciekł. Mais c’est un saut perilleux.
— Uciekł! uciekł! podchwyciła rumieniąc się kobieta. Słyszał! ale to być nie może! Mówiłam cicho, nie prawdaż?
I powróciła na kanapę z udaną obojętnością.
— Trzeba mu jego rzeczy odesłać, portret zapłacić, dorzuciła zimno.
Mąż dość pogardliwie spojrzał na żonę, i usunął się milczący. Ta chłodna krew Francuzki oburzyła go raz pierwszy: nienawidził jéj, nie miała serca.
Gdy się to dzieje w pałacu Ogińskich, Jan leży między życiem a śmiercią. Doktor Fesz, z litości, a raczéj przez chciwość (bo przewiduje, że niemający mu czém opłacić się artysta będzie musiał oddać swój piękny obraz Adonisa i Wenery), przychodzi, odwiedza go i kuruje. Mamonicz poczciwy nie odstępuje od łoża. W nocy modeluje makietki, pracuje za dwóch, bo Jan pozostał bez grosza i sposobu odzyskania zdrowia, nie mając za co się leczyć; gdyby nie Tytus, musianoby go odwieźć do szpitala. Ale Mamonicz rozumie obowiązki przyjaciela, posprzedawał wszystko co miał mieszkanie porzucił, przeniósł się do Jana, i ocalając jego obrazy, pracą go własną żywił i nią opłacał doktora.
Nazajutrz przyszły zaraz pieniądze od kasztelana za portret, w rulon zawinięte; wyjeżdżał bowiem do Warszawy, zostawiając żonę w Wilnie. Ale nie wiedząc, czy Jan użyć ich zechce, czy odesłać nazad, nie mo-