Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

35
SFINKS.

bince, a nic do rzeczy. Lecz talenta swe wychwalał z tak silną i niezachwianą w nie wiarą, że nią nieraz nawet zawiedzionych obietnicami swemi znowu potrafił w pole wyprowadzić.
Jedyną myślą i dążeniem Bartka było wznieść się i pozyskać niezależność. Tak też służył i nadskakiwał panu, że wkrótce nietylko zupełną swobodę, ale kawał ziemi na pograniczu miasteczka odebrał w nagrodę. Goły, ale znakomicie odważny, ruszył na plac budować się tak właśnie jak Fernand Cortez na zdobycie Meksyku: bez odpowiednich środków, ale z silną żądzą dopięcia co zamierzył.
Nieforemny ów dworek, któryśmy widzieli, był prawie dziełem rąk jego, a przynajmniéj dziełem jego przemysłu.
— Co to mądrego ciesielka! rzekł nocując u ogniska pod sosną na swojém już polu, pierwszego wieczoru po objęciu wytkniętego żerdziami dziedzictwa, pustego jeszcze. Co to mądrego ciesielka! Siekiera, piła, sznur a dobra wola, ot i cieśla!
Nazajutrz więc zaraz kupił w miasteczku siekierę i piłę, ale jednakże dla bezpieczności, jak powiadał, najął na tydzień jakiegoś cieślę do pomocy, aby się jego robocie przypatrzyć. Po tygodniu, wyczerpawszy z niego co tylko potrafił pochlebstwem, gorzałeczką, gawędką poufałą, rozstał się z pomocnikiem, i na gotowych podwalinach, począł bierwiona sosnowe, już posprowadzane na plac, układać. Ale wybrnąwszy szczęśliwie z uszaków, gdy przyszło do dachu, znowu sam sobie rady dać nie mógł. Powrócił więc do cieśli. Założywszy z nim pierwszą parę krokwi, odprawił majstra, który widząc jak z niego żartują, doprawdy się już pogniewał.