Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

36
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Gniewającego się pana majstra Bartek pocałował w ramię, a sam wrócił do poczętego domku. Ile się napracował, nim krokwie powciągał i poustawiał, sam tylko Pan Bóg a on drugi wiedział. Często nie mogąc sam ciężarowi podołać lub dać sobie rady, czyhał na drodze na przechodzących do kościoła i miasteczka wieśniaków, i za niuch tabaki lub wesołą pogadankę, zyskiwał pomoc ich łatwo.
Tak nareszcie wzniósł się dach; ale czém go było poszyć? Słomy nie było za co kupić; łaskawego pana, coby może dopomógł, daleko szukać, wyjechał z domu; komissarz nielitościwy, był głównym nieprzyjacielem Bartka. Poszedł do głowy po rozum.
We dworze uczył się różnych rzeczy; między innymi był jakiś Klein, Niemiec, co drzwi, uszaki, ławy i stołki, a nawet kufry pokostował. Patrząc na jego robotę i rozcierając mu farby, Bartek, jak powiadał, nauczył się malować. Niemiec ani się spodziewał, żeby mu figlarz Żmujdzin miał taką spłatać sztukę, a koniec końców chleb odebrać. Ale po niejakim czasie, obeznawszy się z farbami, smażeniem pokostu i robotą całą, Żmujdzin poszedł cichaczem do pana, ofiarując się oficynę nową darmo pokostować, byleby mu kupiono farby i kamień. Starego tedy Kleina odprawiono, a Bartek stanął do roboty i wyszedł zwycięzko.
Cały dwór wziął go za wielkiego człowieka, obaczywszy jak on, co się nigdy nie uczył, doskonale wypokostował wszystko, gdyby sam Klein. Pan śmiał się, a Bartek dostał wówczas w darze kamienną płytę, kurant, rogowy nóż i pendzle; wziął je był z sobą nawet na nowe dziedzictwo. Ten kamień rzucony z początku pod drzewo, przyszedł mu na myśl, gdy słomy do poszycia dworku zabrakło. Spojrzał na poczęty i tak