się jak groch przy drodze. Ale cóż to ja widzę? Panisko śliczny dwór pobudował! Co za dwór! a! a! co za dwór! wykrzyknął z coraz wzrastającym niby zapałem i uniesieniem, jakby go pierwszy dopiero raz oglądał. Dalipan w całéj okolicy nic podobnego nie zobaczyć. Całą gębą pański dwór!
— Alboż to asan co myślałeś? ozwał się uśmiechając połechtany po duszy ex-ekonom.
— Otoź z jegomości teraz taki pan całą gębą, pan wielmożny! obywatel!
— Widzisz kochanku, Pan Bóg nagrodził i pobłogosławił poczciwéj pracy mojéj. Ale to na starość chleb, gdy zębów, już omal.
— Gadaj pan zdrów! oj! oj! Sto lat wam! Dajże mnie Boże takie zęby nie urzekając!
I przeżegnał się; a po chwili dodał:
— Ale taki jednéj rzeczy tu braknie. Źle, źle, jak Bóg miły, niedobrze i nie dokończono, i nie po pańsku.
— A cóż tam u licha widzisz niedokończonego? panie Bartłomieju!
Bartek raz drugi niby stroskaną robiąc minę, głową pokiwał.
— Widziałem, rzekł do siebie, wiele pańskich dworów, ale nigdzie bez tego się nie obeszło. Chyba to może na późniéj odłożone; ale i tak nic do rzeczy.
— Cóż ty tam szepczesz: nic do rzeczy?
— A! juściż! Drzewo niepokostowane! Okiennice, uszaki, okna, wszystko się w mig popaczy, pozsycha, powykrzywia, a potém popróchnieje i pognije!
— Dla czego? drzewo suche, spuszczane w jesieni!
— Śmiéj się pan z tego! Co to pomoże kiedy nie pokostowane?
— A! ty myślisz, że ja pokostować będę?
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/46
Ta strona została skorygowana.
38
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.