— Toć to ja wiem, ale sen bardzo dziwny.
— Naprzykład? spytał zażywając tabaczki starszy. Cóż tam takiego?
Bartek znowu westchnął, ręce załamał, w niebo spojrzał.
— Trzeba dobrodziejowi wiedzieć, że ja jestem biedny chudy pachołek, sierota, biedota. Starosta wywiózł mnie ze Żmujdzi, a że mu się służyło poczciwie i co mogło skarbiąc łaski jego czyniło, dał mi kawalinę gruntu, ot tu nieopodal pod lasem. Ja tedy własnemi rękoma i z wielkim mozołem pobudowałem sobie chałupinę. Dostałem cegły na pieczysko, a majstra i wapniska mi braknie. Wapno zwłaszcza spać i jeść mi nie daje, a kupić go nie mam za co. Otoż wczoraj, nastękawszy się około tego wapna, którego z palca nie wyłamać, a nie wiedzieć zkąd go wziąć, bo nawet nie słyszałem czy gdzie bliżéj dwóch mil się znajduje...
Starszy się uśmiechnął i zażył tabaki.
— Wczoraj tedy usypiam z tą troską gryzącą. Aż we śnie widzę patronkę moją, która mi się objawia w jasnym obłoku i powiada wyraźnie: „To czego żądasz tak bardzo, znajdziesz u oo. Kapucynów. Jutro pomódl się w kościele, a potém idź do o. gwardyana, pokłoń mu się do nóg, a otrzymasz czego żądasz. On cię zrozumie, wysłucha i obdarzy.” Obudziłem się w zimnych potach, pomodliłem, i ot kłaniam do nóg dobrodziejowi.
Gwardyan wesoło się rozśmiał.
— A wiesz waść — rzekł — musi to być prawda co powiadasz, bo i ja sobie teraz przypominam, że się mnie także śniło, abym ci dał wapna. Ale razem ode-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/51
Ta strona została skorygowana.
43
SFINKS.