i dawniéj. Wypadało koniecznie do niéj się poumizgać, a że to łatwo zwłaszcza po piwie przychodziło Żmujdzinowi, począł od: Dobry wieczór panience, przeszedł z dziwną łatwością do zapytań o zdrowie godnéj rodziny, nareszcie odprowadził dziewczynę do drzwi domu ojcowskiego.
Justysia, jedyne dziecię pana Łukasza, wielkiéj używała swobody; wywdzięczając się więc za mile słówka Bartka, zaprosiła go do środka. Początek tych odwiedzin nie poszedł łatwo, gdyż majster powód ich przypisał nie tak wdziękom Justysi, jak raczéj ponętom flaszki z wódką, niesionéj przez nią pod fartuszkiem. Ale gdy nie w ciemię bity Rugpiutis, rozpoznał przyczynę zimnego przyjęcia i kwaśno mu ofiarowanego odmówił kieliszka, a cały się zajął Justysią, zmieniła się całkiem postać rzeczy. Stolarz przypomniał sobie nagle, że Bartek był uwolniony przez pana, miał własny kawałek gruntu, i gadano o nim, iż skrycie grosz gromadził. Chłodne więc z początku przyjęcie przybrało rychło pozór gorącéj przyjaźni, zwłaszcza gdy Bartek miodu przynieść kazał i począł zręcznie rzemiosło stolarskie wynosić.
— Bo to zdaje się nic, nic! mówił podweselony. Stoi na pniu drzewo, kloc gruby i bez formy, czarny, niezgrabny. A niech-no do niego zaweźmie się stolarz, patrzaj! już wypiłował tarciczkę, a z tarciczki dłubie, dłubie i robi co dusza zapragnie: stoliczki, stołki, szafki. Ot, ot! aż miło spojrzeć. To mi sztuka! Nie wielka rzecz mularzowi nagromadzić cegły, polepić, i coś tam z tego wybudować, to i bobry panie budują. Stolarz u mnie panie człowiek.
Przy miodzie poczęła się coraz serdeczniejsza gawędka, i od słowa do słowa Żmujdzin wszystkie swoje
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/54
Ta strona została skorygowana.
46
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.