Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

49
SFINKS.

prawić pończochy, zajrzała potém do izby, opatrzyła cały domek jakby już swój własny, nie minęła najmniejszego kątka, rzuciła nawet okiem na strych, gdzie marzł biedny Rugpiutis. Wyczekawszy się dobrze, stolarzanka nareszcie położyła w pierwszéj izbie na najwidoczniejszém miejscu tombakowy pierścionek ze szkiełkiem, i powoli, bardzo powoli, oglądając się kilkakrotnie, odeszła nazad do miasteczka.
Bartek zlazł złamany ze strychu, i to nieprędko: obawiał się długo powrotu natrętnéj dziewczyny.
Na tém skończył się romans poczęty, gdyż Justysia, nie mogąc dłużéj czekać, we cztery tygodnie potém wydała się za czeladnika przybyłego z daleka i przyjętego przez ojca na naukę. Bartek zjawił się dopiero na wesele, udając, że z dalekiéj za interesem starosty powraca podróży; a tak dobrze kłamał wielką rozpacz i żale, że Justynka (poczciwe serce) uwierzyła mu i pozostała na długo najwierniejszą jego przyjaciołką. Z jéj nawet natchnienia, posłuszny mąż, poprawił nieco stolarszczyzny w domku Bartłomieja. Na zimę tedy chałupa była zupełnie skończona, opatrzona, i poświęciwszy ją wprzód (bo Bartek był niezmiernie pobożny), wniósł się do niéj dumny dziedzic, nasycając się dziełem swojém.
Wprawdzie ze ścian wiało, komin dymił niepohamowanym sposobem, drzwi żadne szczelnie się nie przymykały; ale to były maleńkie niedogodności w miarę wielkiéj rozkoszy posiadania domu. Aby go zaopatrzyć we wszystko co było potrzeba, począł znowu Bartek uciekać się do przemysłu, jedno sam klecąc, drugie dostając psim swędem. Tak naczynia i spiżarniane zapasy po trochu się zebrały. Justysia teraz