Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

53
SFINKS.

ry powiada, że chłopu dość być trochę piękniejszym od dyabła. W istocie p. Tomasz miał to trochę, i uważał się za kawalera przystojnego. Nizkie jego czoło napiętnowane ostudą niekiedy siną, a najczęściéj koloru brudnego i nieoznaczonego, zdobiła jedna ze czterech brodawek na saméj skroni nakształt przejrzałéj poziomki wyrosła. Na tym pagórku puszczały się już coraz bujniéj i gęściéj długie białe włosy. Druga siostra umieściła się przy nasadzie nosa, trzecia w środku lewego policzka, czwarta na brodzie. Był to rodzaj samorodnéj hiszpanki. Usta pana Tomasza koloru brodawek, były obwisłe, a dolna warga przecięta zupełnie na dwoje, co mu szczególny nadawało wyraz. Ryże, zamaszyste, do góry podczesane bakenbardy, kolczyk w uchu z turkusem, dopełniały fizyognomii. Ubiór pospolity, w lecie mieszkańcom wsi właściwy, składał się z kitla i szarawarów płóciennych z czarnym pasem rzemiennym. Chustki na szyi nikt w domu latem nie nosi, i pan Tomasz cierpieć jéj nie mógł, zwał ją nawet pogardliwie chomątem. Naprzeciw p. Tomasza siedziała panna Weronika Burdzianka, osóbka maleńka z zadartym noskiem, trochę do brata podobna, ale nieskończenie od niego przystojniejsza, z jedną tylko nic nieznaczącą brodaweczką na uchu, którą brać było można za znamię przyczyniające piękności. Skutki umywania starannego ogórkową wodą, okazywały się na prawie białéj jéj twarzy. Tłuściuchna była, okrągła, rumiana, blondynka, lubiąca zaloty, piosenki wieczorne, plotki pokątne, odpusty tłumne, skoki rubaszne, młodzież śmiałą i ochoczą i t. p. Spodziewam się, że z tych kilku słów łatwo już rozumiecie pannę Weronikę, któréj podobnych kapryśnych, dziś wesołych jak ptaszęta, jutro milczących jak ryby blondynek, mają-