Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

60
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Dyable piękna, rzekł po chwili; ale nadto ma minę wielmożnéj pani.
— A pracowita, dodał p. Tomasz, a łagodna gdyby gołąbek!
— Cóż to ją pan tak zachwala jak zepsuty towar na przedaż?
— Żart żartem, żeń się doprawdy, począł naglić p. Tomasz.
— A gdyby? Mnie bo i potrzeba żony, ale z dodatkami wielu, z pieniędzmi, z krowami, z koniem, trzódką, kuferkami i strasznie bogatéj!
— Franka nie żartem będzie miała wyprawę, rzekł nastając dziedzic.
— Gdyby to nie pan rekomendował! odparł Żmujdzin śmiejąc się.
— A cóż to ja szkodzę? Będziesz miał opiekuna we mnie, nic więcéj.
— I przyjaciela przy żonie? hę?
Obaj poczęli się śmiać, i na tém skończyła się rozmowa. Bartek wieczorem wymknął się na wzwiady i przeszpiegi. Z dość dobrze udaną obojętnością począł wypytywać o Frankę, nim się do niéj zbliżył. Ale wszyscy jakby sobie dali słowo, wynosili jednogłośnie jéj przymioty, najmniejszéj nie okazując plamki.
— Wiesz waćpan co? powinienbyś się z nią ożenić? rzekł Bartek ekonomowi, wysłuchawszy zapalczywych jego pochwał.
— Albo to ja głupi! odpowiedział tamten machając ręką nad głową.
— No? a toż czemu?
— Waćpan — rzekł intendent z miną głębokiego dyplomaty — waćpan udajesz bardzo przebiegłego, a takiéj błahéj rzeczy zniuchać i domyślić się nie możesz.