Rano pożegnawszy wszystkich, zabrał manatki i w oczach ludzi poszedł drogą wiodącą do Nowego Dworu i swojéj chaty. Pan Tomasz odprawił go, opłaciwszy suto i uczęstowawszy starą gorzałeczką na drogę, niedość umiejąc pokryć, jak był rad, że się go pozbywa.
Po odejściu narzeczonego, zaczął dopiero nadskakiwać po swojemu France, która uprzedzona, spodziewała się tego. Stara panna zajęła się tymczasem wyprawą, która nie tak rychło mogła być ukończona, a dla niéj nawet nastawał pan Tomasz, aby ślub odłożyć. Chciał, jak powiadał, przyzwoicie opatrzyć sierotę. Tymczasem czyhał, nie spuszczając z oka najmniejszéj sprzyjać mu mogącéj okoliczności.
Smutna i brudna historya! Lecz gdybyśmy wszystko niemiłe i wstrętliwe wyrzucać chcieli z życia i powieści, cóżby pozostało? Tak mało jest pięknego i czystego! Życie się składa ze świateł i cieni, a powieść, zwierciadło życia, musi nieraz zejść w brudne zakręty żywota, aby odtworzyć w pełni to, co się zowie światem i człowiekiem. Ileż to zgubionych istot przez podobnych panów Burdów, co zerwać owoc i uwieść młode stworzenie namową, upojeniem, siłą, za nic sobie mają!
Na ten raz jednak spełzły zamiary pana Tomasza. Dziewczyna na jego poszepty odpowiadała zawsze milczeniem ledwie nie pogardliwém, lub śmiechem gorszym jeszcze. Czasem brała miłostki za żarty, czasem gniewała się prawie. Burda przywykły do łatwych zwycięztw, zrozumieć tego nie mógł. Czas ubiegał z okrutną szybkością, zapowiedzi zbliżały się, a wyprawa, jakkolwiek do niéj coraz coś nowego dodawano dla przeciągnięcia, już była na ukończeniu. Co noc Bartek
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/74
Ta strona została skorygowana.
66
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.