Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

69
SFINKS.

— Gadaj pan zdrów, a ja wiem co wiem! i po wszystkiém!
Tomasz rozśmiał się przez próżność, ale zaklął się zaraz:
— Dalifur, panie Bartłomieju, głowa mnie bolała, chciałem dostać z półki konwaliowéj wody, i...
— Gadaj pan zdrów! A ja wiem co wiem! powtórzył Bartek. Tymczasem prosiłbym wielmożnego pana dać temu pokój nadal. Za to, co się stało, nie zawadzi mi gęby zatkać, nie przeczę, bo jak ludzie, nie wyjmując i mnie, zaczną paplać... Pan się stara o Magdalenę Snopkównę z Suchéj Wierzby, wiem. Ja gotowem panu sam popsuć językiem interesa. A tam drażliwi na to.
To powiedziawszy, Bartek odszedł, ukłoniwszy się, i zniknął. Pan Tomasz gniewny i zrażony, zaprzestał starań, choć w duchu prędzéj późniéj poprzysiągł zemścić się na Żmujdzinie. Różne myśli przychodziły mu do głowy: to odmówić posagu, to dać chude szkapy i krowy stare; ale rachował zawsze na przyszłość, nie chciał zrażać Franki, i prędko je zarzucił. Przy weselu okazał się wspaniałym, i państwo młodzi odjechali udarowani, ubłogosławieni przez pannę Weronikę i jak tylko być może najszczęśliwsi.
Pan Tomasz stał w ganku, patrząc na odjazd z dość głupią miną, skrobiąc się w głowę. Siostra się uśmiechała nad pończoszką, on powtarzał po cichu:
— Li, li, li, zakpili! Dalifur, frant ze Żmujdzina... Proszę o kieliszek starki, panno Weroniko... Kat go wiedział, że licho takie przebiegłe.
Gdy Burda odśpiewuje tak elegię w ganku na gościńcu, Bartek pieje dytyramb radosny, zacina parę tłustych klaczy, za któremi biegną dorodne ło-