Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

76
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Bartek poszedł do Justysi na poradę, i spotkawszy się z nią w rynku, rozpowiedział jéj swoją przygodę Justysia pokiwała głową jakby mówiła:
— Podwójnie żałuję teraz, żeś się ze mną nie ożenił!
A potém:
— Wiesz co, Bartku? Wybierz-no się w drogę, a na długo. Udawaj gniew, powiedz, że ją chcesz porzucić. Zobaczysz, jak ci zmięknie. Oddal-no się tylko na jaki czas z domu.
— A pan Tomasz? rzekł Bartek zafrasowany.
— Już on do was nie zajrzy.
— Ej! kto to wie! Pewien jestem, że czeka tylko, aby ja z domu.
I jakby co go ukłóło, szarpnął z miasteczka wprost do domu, ale szpiegując żonę, zaszedł od lasu! U płotu stał właśnie koń pana Tomasza i pies leżał przy koniu.
— Ot! niedarmo mnie coś piknęło! rzekł w duchu. Podsłucham co robią.
I podkradł się powoli pod okno.
Franka śpiewała głośno, pan Tomasz mruczał. Jedno było za stołem, drugie na ławie daleko.
— Źle! rzekł Bartek: odsunęli się od siebie. Może mnie się spodziewają... to musi być udanie.
Ale próżno zaczaiwszy się, stał pod oknem: nic nie posłyszał, ani się dowiedział, krom że Franka żadnych ofiar przyjąć nie chciała.
— Ale to Herod baba! rzekł w duchu: niczém jéj przełamać nie można! Szalony charakter.
I wszedł do chaty z nienacka.
— A! pan wielmożny tu!... zawołał niby z podziwieniem.