by z natury wzięty, służył za tło téj scenie. Postaci wszystkie, choć nie miały nad kilka cali, choć pieszczone, wykończone, miękko jednak i szerokim pendzlem zrobione były. Tors Hioba i chorobliwe plamy jego ciała, z dziwną doskonałością wyrażały boleść sromotną, a nie były przecię obrzydliwe lub ohydne.
Jonasz przyjmował pochwały bez próżności, ale z widoczném pomieszaniem, w którém przebijała się radość.
Wysunął potém szufladę, i pokazał Janowi kilka wybornych wnętrzy, ozdobionych scenami życia potocznego, w rodzaju flamandzkich i holenderskich obrazków. Były to roboty tak misternie skończone, tak umiejętnie idealizujące powszednie życie, prozę najprozaiczniejszą żywota, że Jan zachwycał się niemi i cieszył. Wykonanie wszędzie było pracowite, dokładne, równe; a obok troskliwości największéj, wykończenie miękkie i harmonijne. Stopniowanie tonów zastanawiało, światła zdawały się świecić istotnie, tak doskonale podniesione były otaczającemi je półtonami.
Jonasz schował roboty powolnie.
— Tu — rzekł — u was ani znawców, ani kupców na nie nie znajdę. O! i cieszę się z tego! Gdybym mógł nigdy nie rozdzielać się z niemi! Kocham je jak dzieci, choć nie ślepo. Widzę wady i kocham z niemi. Długo robiąc, przywiązuję się do robot moich nad miarę, a gdy się przyjdzie rozstać, wstyd mi powiedzieć, żałuję ich, ledwie nie płaczę. A! któż z nas nie uczuł, oddając myśl swą ożywioną, narodzoną z siebie, jakie ją losy na świecie czekają? Nie jest-li to koźlę Hioba? W jakie się ręce dostanie? co ją za przeznaczenie spotka? Nie jest-li to owo jaje
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/110
Ta strona została skorygowana.
102
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.