Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

108
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

cichu na prędce zawarli umowę ostateczną. Potém obaj już razem weszli do celi gwardyana, robić razem wspólny interes. Perli pokorny był i nizko się kłaniał. Mruczkiewicz rubaszny i udający naiwnego jak dziecko; obaj usiłowali się jeszcze podejść.
Mruczkiewicz przed gwardyanem grał rolę człowieka zupełnie bezinteresownego i zarzuconego robotą.
— Bo — mówił — mógłbym to i ja się podjąć, ale wolę koledze usłużyć.
Gdy się to dzieje, Jan napróżno usiłuje walczyć z niedostatkiem, tym trądem, który pożera prawie każdego artystę, prawie każdego poetę, niemającego wprzód przez los obmyślonego kawałka chleba powszedniego.
Sztuka bowiem zawsze zawodzi, ilekroć chcemy jéj użyć jako środka do polepszenia bytu materyalnego. Nie jéj to przeznaczenie. W szczęśliwych okolicznościach, po długich bojach, w krajach, gdzie cześć arcydzieł stała się powszechną, łatwiéj mieć chleb przy sławie; u nas to prawie niewidziany fenomen. I ten fenomenalny chleba kąsek nie otrzymuje się bez ciężkich ofiar: potrzeba dla popularności i pieniędzy często zaprzeć się siebie, pochlebiać tłumowi i tumanić niegodnie. Najsroższą ofiarą, amputacyą myśli, zaparciem natchnienia, kupuje się pieniądz, chleb.
Lecz Jagusi woreczek nie był całkiem wypróżniony, jeszcze na dnie jego brzęczały pieniądze, które nieopatrzne dziecię, ufając w wielki geniusz męża, rozrzucało bez zastanowienia.
— Będziemy bogaci! mówiła, ściskając go za szyję białemi rączkami i całując w czoło. Tyś tak wielki, ty nie masz tu równego; możnaż aby się ludzie nie poznali na tobie?