chem: nasze humory i charaktery nie dość się godzą, nie mamy dzieci, rozwód łatwy. Mieszkamy już nawet osobno, a proces się toczy. Jeślibyś pan kiedy potrzebował jakiéj pomocy, rady, udaj się proszę do mnie.
I szybko skłoniwszy się, odszedł, a w chwilę potém kareta potoczyła się po bruku.
Tegoż samego wieczoru Jan wyszedł na pierwszą przechadzkę, którą Mamonicz mu doradził, na którą namówił, odzyskawszy ze zdrowiem Jana zwykłą swoją wesołość.
— Nic głupszego — rzekł — niż siedzieć w zamkniętéj izbie; to druga choroba. Powietrze zsiadłe daje ci gorączkę. Patrzysz na ściany czarne, jedne zawsze; w głowie ci się zasklepia, zdaje ci się, żeś uwięziony. Chodźmy.
Wieczór był znowu piękny, ale Jan tak zmieniony dziwnie, zestarzały, osłabły; musieli wkrótce usiąść na kłodzie, wywróconéj pod pałacem Słuszków, przypatrując się rzece płynącéj, okolicy i zachodowi słońca.
Wtém ktoś przechodzący pozdrowił Mamonicza:
— Witaj Praksytelu!
— A! to wy doktorze!
I ujrzeli za sobą dorodnego wzrostu mężczyznę, za którym szła zakwefiona kobieta. Doktor był już szpakowaty, dość wysoki, silnéj budowy, ramion szerokich, żółtéj cery, a oczy piwne, błyszczące ogniem niezwykłym, biegały pod arkadą brwi gęstych i nawisłych. Uśmiech skrzywiony, konwulsyjny, nałogowy, wyłamywał mu usta. Ubrany całkiem czarno, ale krojem niewidzianym, bez pasa, z szerokiemi rękawy, miał na głowie pielgrzymi o ogromnych skrzydłach kapelusz podobny żydowskim, obwiązany taśmą czarną, i kij wysoki w ręku. Ruchy jego były spazmatyczne,
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
4
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.