Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

113
SFINKS.

się taił przedemną. Ja dużo straciłam napróżno, często pozwalałam sobie nadto. Odtąd będę wiedziała jak oszczędzać, aby ci zapas zapewnił spokojność; zobaczysz!
W kilka dni Jagusia, przyniosła w fartuszku Janowi kilkaset złotych, któremi biegnąc po pokoju pobrząkiwała radośnie; rozsypała je na podłodze i zawołała:
— Bądźże spokojniejszy, oto masz pieniądze, masz pieniądze!
— Co to jest? zkąd? spytał Jan.
— Zkąd? sprzedałam moje wszystkie niepotrzebne fraszki, trochę nawet pamiątek po ojcu i babce, ale dla ciebie czegożbym nie dokonała?
I rzuciła mu się na szyję. Jan o wszystkiém zapomniał.
— A, będę oszczędzała, zobaczysz, zobaczysz jak! zawołała pieszcząc się z nim.
Na tę właśnie chwilę i rozsypane po podłodze pieniądze nadszedł Perli, który rozniósł po całém mieście wiadomość, że Jan nie wie o swoich skarbach, że zbiera kapitały. I ci, coby byli może, wiedząc o prawdziwém jego położeniu, postarali się o zajęcie dla niego, woleli dać robotę komu innemu, pierwszemu Perlemu, który ciągle stękał mówiąc o swojém położeniu artysty niewynagrodzonego, zostającego w przykrém ubóztwie.
Tymczasem Jagusia spodziewała się być matką.
W każdym innym razie byłoby to radością napełniło dom cały; teraz było dla Jana przestrachem prawie. Jagusia tylko cieszyła się spodziewaném dziecięciem, i robiąc mu czepeczki, szyjąc koszulki, rumieniła się weselem, liczyła dni oczekiwania na palcach.