— A przywiązanie żony? a serce kochanki? ty tego nie liczysz!
— O! to nad wszystko! zawołał Jan, ściskając ją: to się nie liczy, o tém się nie mówi, to tajemnica między nami a Bogiem, o któréj mówić czasem zdaje się świętokradztwem.
Niewcześnie postrzegłszy znów niedostatek, Jagusia ujmowaniem sobie, potajemném odmawianiem najpotrzebniejszego, nadwerężyła słabe już tak zdrowie. Udawała ona wstręt nieprzezwyciężony ku wszelkim wymyślniejszym pokarmom, których przeciwnie pragnęła niepohamowanie; płakała w nocy, we dnie zabijając się z dość wesołą twarzą. Nie chciała kołyski ładnéj dla dziecka, o któréj wprzódy marzyła tak bardzo; grube pieluchy przygotowywała mu zamiast ślicznych koszulek i czapeczek dawniejszych, teraz odrzuconych z heroizmem.
— Niech się uczy cierpieć, niech wprawia do niedostatku, mówiła. Biada tym, co ufają w szczęście i kołyszą do niego!
Jagusia blizką już była rozwiązania, gdy listu oznajmującego o sprzedaży gruntu czekano jeszcze. Codzień Tytus chodził na miasto i powracał smutny, z niczém. A na ten list i nadejść mające pieniądze rachowano tak dalece, że do niego odsyłano wszystkich wierzycieli, że ciągle mówiono o nim. Roboty nie było. Dwa portreciki wyżebrane prawie i wymuszone zabiegami Tytusa, malowane bez przytomności, bez zapału, niepodobne, bo zbytecznie wyidealizowane przez Jana, ledwie potoczne opędziły potrzeby, a odstręczyły innych od malarza, bo wszyscy widząc je, mówili:
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/128
Ta strona została skorygowana.
120
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.