Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

5
SFINKS.

nierówne, rzucane. Zatrzymał się naprzeciw nich i zapytał:
— Co tu robicie?
— Siedzimy i spoczywamy. Wyprowadziłem na przechadzkę chorego przyjaciela, który potrzebował spoczynku.
— Chorego? tak, chorego! rzekł doktor puszczając rękę kobiety, i zbliżając się ku nim. A co mu jest?
I począł patrzeć w oczy Janowi.
Wtém kobieta odrzuciła kwef z twarzy, i oczy jéj spotkały się z oczyma Jana.
Ten porwał się z miejsca zdziwiony. Sen czy marzenie? To była Jagusia! nie mylił się, to ona!
Doktor postrzegł to poruszenie tak nagłe, poznanie wzajemne, i z flegmą spytał:
— Cóż to? dopieroście się poznali? ha! dopiero teraz?
— Nie rozumiem tego! rzekł Tytus.
— Dopiero, wybąknął Jan niewyraźnie i niezrozumiale. Nie wiesz Tytusie, że dawno temu, ucząc się jeszcze u Batrani’ego tu w Wilnie, miałem przyjemność często widywać pannę Agnieszkę, byliśmy sąsiadami.
— A tak! tak! dziwnie rzucając oczyma zawołał doktor: dawno! dawno! jeszcze naówczas była u babki!
— I byłyśmy jeszcze razem, obie z siostrą, dodała kobieta zbliżając się: — teraz ja sama!
Wskazała na oddalony cmentarz.
— Babka tam! siostra tam!
— Tam, smutnie powtórzył doktor: żyją!
— Ale pan byłeś, jesteś chory? czule zapytała Jagusia.
Jan się zmieszał na wspomnienie choroby.