lub nigdy, zrobi z nim co zechce. Za dług więc zaproponował przyjąć dawniejsze roboty.
— Wezmę już obrazy — rzekł — choć wiem, że się to u nas nigdy nie sprzeda, na stratę; ale dla pana, którego szacuję.
— Cóźbyś życzył wziąć?
— A! naturalnie, najprzód co najlepszego: Adonisa.
— Moją główną pracę! którą ceniono w Rzymie tysiąc dukatów, i ja ją tak cenię.
— Bo to w Rzymie paneczku; a w Wilnie sto dukatów rzecz wielka, i za obraz opłacona, niesłychana! niewidziana cena! No, ale robię to dla was, wezmę we stu dukatach.
— Panie! nie kraj mi serca! Jutro! jutro! może mi nadejdą pieniądze.
— A dobrze niech będzie i do jutra, rzekł stary nareszcie po półgodzinnéj walce. Tymczasem widzę coś u pana w domu chudo, ot jeszcze dziesięć talarków, obrachujemy się potém.
Jan go uścisnął i pobiegł zaraz kupić jakiś przysmak dla Jagusi, która o nim przez sen mówiła biedna. Serce mu się krajało, ale wprzód kupić nie mógł! Ów przysmak, owoce, kosztowały w téj porze cały czerwony złoty, reszta rozeszła się między pilniejszych wierzycieli po trosze. Dano po kilka złotych z dawna dopominającym się: piekarzowi, rzeźnikom, słudze.
Wieczorem tegoż dnia wpadł Mamonicz, ale blady jak ściana i pomieszany widocznie. Wziął Jana pod rękę i rzekł na ucho:
— Chodźmy!
— Dokąd?
— Tak, przejdziemy się, jestem niezdrów, potrzebuję ruchu.
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/130
Ta strona została skorygowana.
122
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.