Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

123
SFINKS.

Skinął, że ma coś pilnego powiedzieć, a nie chce przy żonie.
— Tylko mi wracajcie prędko, zawołała Jagusia: ja się sama nudzę, boję, a zostawszy jedna, płaczę i płaczę.
— To nie idźmy lepiéj, rzekł Jan.
Mamonicz zdawał się mocno nierad z tego; ale nadejście przyjaciołki Jagusi dozwoliło im wymknąć się na chwilę.
— Masz mi co do powiedzenia?
— Jesteś mężczyzną i powinieneś umieć znosić boleść po męzku: to nasza rzecz! rzekł Mamonicz bez wstępu. Nic nie mów i nie pokazuj po sobie przed Jagusią: wybrniemy z tego jak Bóg da, ale wybrniemy. Oto list.
— Grunt sprzedany?
— Sprzedany, ale gdybyś był wiedział jego wartość i rozległość, lepiéj go było zatrzymać.
Jan schwytał oczyma list plenipotenta i zrozumieć go w początku nie mógł.
— Nie miał więc już kątka na ziemi, coby go mógł nazwać swoim, a sprzedaż nie przyniosła nic prawie, nic, w miarę tego czego się spodziewano.
W liście donoszono, że stosownie do woli Rugpiutisa i danego pełnomocnictwa, zjechano na grunt dla ocenienia i sprzedaży. Nadanie gruntu nie obejmowało całéj nawet włóki. Sprzedaży sprzeciwiał się dzierżawca, któremu Jan nieopatrznie puścił na lat kilka chatę, ogród i pola, nie zawarowawszy sobie ustępstwa na przypadek sprzedaży, bo się do niéj zmuszonym być nie spodziewał. Spadkobiercy tego, który grunt Rugpiutisowi nadał, sformowali manifest przeciwko nadaniu i jego ważności, usiłując grunt nazad zabrać.