Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

126
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Zaraz po połogu wyjeżdżamy.
— No! jutro.
I odszedł.
Byli w progu, Jan chciał wprowadzić do siebie Mamonicza, aby resztę wieczoru spędzili razem.
— Nie mogę, rzekł Tytus cofając się szybko pomieszany; mam robotę.
— Cóż takiego?
— O! to tajemnica moja!
Uśmiechnął się i odszedł.
W istocie, Tytus unikać musiał domu Jana, gdyż z powodu najniewinniejszych, ale częstych i w różnych porach odwiedzin, z powodu częstego zostawania sam na sam z Jagusią nawet szaremi wieczory, najpodlejsze potwarze krążyły po mieście; a Mruczkiewicz, o którego godnéj połowicy mówili, że dla tego się tylko napijała, aby zapomnieć o dawnych kochankach, quorum numerus erat infinitus — Perli, którego Rozynka słynęła z wesołéj konduity — skorzystali z pozorów, aby rozpleść o żonie Jana najniegodziwsze fałsze, mieszając ją w miłostki z Tytusem.
Mamonicz wcześnie przestrzeżony, chciał przeciąć niegodną potwarz, nie dając do niéj pozoru nawet. Z tego powodu powoli przestawał bywać u Jana, widując się z nim najczęściéj na przechadzce za domem. A gdy Jagusia wymawiała mu to, odpowiadał:
— Droga pani, mam robotę i lubię się bawić, szalenie bawić się lubię. Nie zawsze chwilę uchwycę.
Jak na złość, młoda kobieta wychwalała w niewinności i prostocie serca przed obcymi Mamonicza, ubolewając głośno, że ich opuszcza, i podając się w podejrzenia na nowo.
Żarski stawił się nazajutrz około południa, a Ma-