Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

132
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale robota uważać się ma za moją.
— Jak to? spytał Jan.
— Tak, że co pan zrobisz, ja podpiszę, rzekł bezwstydnie malarz. Pan będziesz tylko moim pomocnikiem.
Nie rzekłszy słowa na tę dziwną propozycyę, Jan pokłonił się i wyszedł. Rozyna zbiegła drugiemi wschodkami szybko, aby go spotkać na dole, i szepnęła żywo:
— Bez ciebie Perli się nie obejdzie, trzymaj się tylko dobrze.
Ogłuszony dziwną propozycyą zaprzedania nie już ręki swéj, ale głowy, pomysłu, sławy, Jan zszedł nieprzytomny, wysłuchał z roztargnieniem rady pani Perlowéj, i zataczając się prawie, powracał ku domowi. Z przeciwnéj strony żywo gonił Mamonicz, ale tak też zajęty czémś, z tak pałającą twarzą, że z razu nie postrzegł Jana. Mijając się dopiero wstrzymali, poznawszy się wzajemnie.
— Dokąd? zawołał Mamonicz: zkąd?
— A! od Perlego.
— O! u niego już byłeś? Co cię tam poprowadziło?
— Prosiłem go o robotę.
— Ty! jego! To okropnie! I cóż ci odpowiedział?
— Zezwala na udzielenie jéj, ale chce, bym pod jego imieniem..
— O! infamis! zawołał Tytus ściskając pięście.
— Dokąd ty śpieszysz tak bardzo?
— Daruj mi! daruj! zdyszany rzekł snycerz: każdy ma swoje chwile brzydkiego egoizmu w życiu; jestem w jednéj z tych godzin. Śpieszę, lecę, boję się, żeby mi jedyna może zręczność nie uciekła. Ty wiesz o mo-